Tym razem było śmiesznie, ale zacznijmy od początku...
Wymęczyły nas choroby, bo tydzień przed Darżlubem leżeliśmy w łóżkach z wysoką temperaturą i nic tu nie pomogła przebieżka leśna dzień przez Darżlubem - kondycja była w ruinie (z tego też powodu wycofują się 2 osoby z ekipy Dzióba). Ale nie poddajemy się przed startem i dzielnie przygotowujemy do występu. Trasy Z nie ma, więc nie jesteśmy zbudowani, a i okolice Wejherowa (po raz kolejny) nie wydają nam się bardzo atrakcyjne, z drugiej strony - las w nocy jest piękny zawsze. Na początek jadąc na miejsce startu wybiegł z cmentarza czarny kot i przemaszerował bezpośrednio przez samochodem, nie jestem przesądny, ale aż się zatrzymałem, żeby się przyjrzeć, czy jednak, aby nie miał czegoś w innym kolorze w umaszczeniu. Nie miał. Pfu... siła nieczysta, jak u Bułhakowa. Potem jasna myśl, już 30 km od domu... czy wzięliśmy grube skarpetki... nie wzięliśmy. Już wiem, że będzie bolało (znam swoje buty) i odciski w końcu dadzą o sobie znać. Dały. Humory za to dopisują i wspaniała pogoda. Widok tak dużej liczby przyjaznych znajomych twarzy dodaje animuszu. Na starcie Joasia otrzymuje dodatkowego batonika (jak ona to zrobiła?). Na BTK startuje grono bardzo zacnych zawodników, więc i zabawa okazuje się przednia. Zaczynamy. Start idzie idealnie. Podziwiamy piekne widoki kalwarii w nocnej scenerii. 20 punktów do wzięcia, czyli trasa dla biegaczy Po wynikach widać, że tak istotnie było, bo nawet Rafał, który ma o 20% dłuższe od naszych nogi (czyli na trasie o długości 360 minut zarabia na tym godzinę), miał 60 minut spóźnienia. No, ale z drugiej strony wszyscy mają po równo, więc nie ma co narzekać. 1,2,3 bez większego problemu, co więcej z zapasem czasu 20 minut. To chyba na zachętę. Przy 4 już tak fajnie nie jest. Wisi ewidentny stowarzysz o 34 parokroki za wcześnie i jestem pewien, że jestem w dobrym miejscu, jednak prawidłowego punktu znaleźć nie możemy, po kilku minutach taplania się w błocie bolesna decyzja (trasa ma za dużo punktów, żeby szukać czegoś, co pewnie tkwi na jakiejś gałązce 5 metrów od nas), bierzemy stowarzysza i idziemy dalej (na ognisku dowiemy się, że faktycznie był taki punkt, tam, gdzie szukaliśmy - gdzieś zawiniety od wewnętrznej strony drzewa). Szkoda. 5 - łatwo, 6 od czoła wzniesienia w siodełku - idealnie. 7 w rogu kępy drzew (po minucie szukania). 8 na azymut ze skrzyżowania - stoi, gdzie trzeba. I potem zaczęła się katastrofa. Z lenistwa. Nie zliczyliśmy parokroków od samego dołu, potem za dużo wymazanych dróg, potem kolejna zła decyzja o poszukiwaniu punktu za długo (nie było z czego się namierzyć, a rzeźba była za mało charakterystyczna, żeby coś odszukać, w rezultacie ponad 40 minut straty i nie znaleziony punkt (swoją drogą brawo dla budowniczego za bardzo dobre ustawienie!). Potem 10 drogami dookoła (choć byli i tacy, bo wzięli ten punkt na azymut bezpośrednio z 9 - szacunek!), 11 - gładko i na ognisko. Tu znowu lenistwo dało znać o sobie, bo nie chciało nam się sprawdzać, który punkt w bazie jest prawidłowy (i myślę, że spisaliśmy nie ten, co trzeba), ale chęc zjedzenia kiełbaski i wypicia gorącej herbaty do reszty odebrała nam rozum

. Po półgodzinnej pogawędce okazuje się, że Joasia zgobiła na ognisku latarkę Maglite (oczywiśce czarną, żeby łatwiej było w nocy znaleźć - ewentualnego znalazcę - prosimy uprzejmie o kontakt z ORGami). Dodatkowo mój Polestar też zaczyna tracić moc, więc nie mamy mocniejszego światła do dośtwietlania w okolicy punktów. Czołówka też wysiada i gubię 2 długopisy, więc lepiej, żeby były kredki przy punktach, a nie perforatory, bo będzie słabo. Pora żegnać Michała Kochańczyka i całą wesołą ekipę z gitarą i napierać dalej. 13 na azymut ze skrzyżowania, ale musiałem poprawić punkt, bo spisaliśmy stowarzysza przez roztargnienie. 14 na azymut z 13 - łatwo. 15 na azymut z końca skrzyżowania. 16 parokroki po drodze. 17 azymut z końca wąwozu. 18 - kroplówka z whiskey na mapie, więc faktycznie zachowaliśmy się jak pijacy i poszliśmy 80 parkoroków za daleko po dużym przewyższeniu, potem był płot, więc trzeba go ominąć, odciski na nogach i wylądowaliśmy 30 parokroków za daleko i nawet cofnęliśmy się i chcieliśmy jeszcze brać ten punkt w wąwozie na azymut, ale przewyższenia w połączeniu z brakiem światła zaczęły nas pokonywać - trudna decyzja o odpuszczeniu punktu i wio na 19. Nawigowaliśmy idealnie licząc parokroki i od razu znaleźliśmy punkt, ale z rzeźby terenu wygląda mi on jednak na źle ustawiony - powinien być wyraźnie na wysokości początku języczka, a stał na początku wąwozu. Przeszukałem, czy był w okolicy inny, ale nic nie było, więc wzięliśmy, co było i dalej w drogę. Na 20 najpierw chcięliśmy pójść po rzeźbie z góry, żeby nie drapać się po przewyższeniach, ale drożnia nas pokonała i spadliśmy w końcu do asfaltu (budząc przerażonych, rezydujących w lesie na staryn tapczanie maneli - przepraszamy). Krótki podbieg po granicy kultur od dołu i 20 wzięte. Potem już tylko asfaltem do bazy, gdzie meldujemy się w granicy limitu spóźnień. Spodziewamy się wyniku w połowie stawki i tak jest w istocie. Gratuluję jedynemu zespołow (brawo Michał!), który przeszedł trasę bezbłędnie nawigacyjnie. Dziękujemy uśmiechniętym organizatorom za świetną zabawę i do zobacznia na Manewrach (może na trasie Z?).