Analizowałem tracka na 3drerun i widać tam, że dosyć mocno wystrzeliłeś już na samym początku. Być może Twoje przyspieszenie wynikało z "presji lasu i ciemności", która to występuje gdy się idzie samemu. Sam kiedyś tego doświadczyłem. Podobne jest to do syndromu przewodnika, którego również kilka razy doświadczyłem, a skutki dotknęły mnie i kolegów oraz koleżanek z koła
(miało to miejsce na kilku wyjazdach kiedy chodziliśmy jedną grupą).
Znam uczucie, o którym piszesz. Doświadczyłem tego na swoim pierwszym solowym nocnym "mini marszu" (to były jakieś Harce Prezesa w Oliwie - 5km, 2h limitu) - las był bardzo pusty, mało uczestników, jakieś dziwnie szczekające psy... Wtedy chciałem "jak najszybciej dojść do bazy".
W przypadku Manewrów było inaczej - las był pełen uczestników, ja byłem zmotywowany. Nie czułem presji lasu. Po prostu, takie jest moje tempo - mam dość długie kroki, często patrzę na mapę nie zatrzymując się (jeśli podłoże jest równe i na to pozwala). Gdy jestem pewien drogi - decyzję podejmuję szybko.
Na marginesie jeszcze przytoczę coś o czym kiedyś już na tym forum pisałem - ja nie obliczam azymutów w stylu " 74' "

Ja raczej uznaję 16 kierunków świata - (N NNE, NE, NEE, E itd) - reszta zależy od tego, jak bardzo zgadza się mapa z rzeczywistością, rzeźbą terenu itd. Zresztą, odchylenie magnetyczne powoduje, że moim zdaniem bardziej precyzyjne wyznaczanie azymutów (czyli cyferkami, a nie kierunkami świata) ma małe praktyczne zastosowanie w trakcie marszu. Jeśli coś zgadza się w okolicach 1/16 z 360 stopni, to już jest wystarczające do w miarę precyzyjnej nawigacji.

Wracając do tempa - mam wrażenie, że idąc samemu po prostu lepiej można je sobie dyktować, bo nie trzeba się do nikogo dopasowywać - zarówno w jedną, jak i drugą stronę. Iście wolniej od swoich możliwości trochę irytuje i rozleniwia, iście szybciej - męczy. A tak - zacząłem dość wolno (potrzebuję kilkunastu minut, żeby się rozgrzać i wejść w tryb marszowy) a potem już utrzymuję tempo.
Poza tym - jest jeszcze jeden ważny element - tym razem pierwszych kilka kilometrów to była droga "z górki". O wiele lepiej jest na takim fragmencie rozgrzać organizm i potem już utrzymywać tempo. Zabójstwem był dla mnie pierwszy marsz na shrekowych Manewrach w 2011 roku w Rumi - tam po pierwszy punkt po wyjściu z bazy trzeba było się wdrapać 200 m w górę na szczyt! Człowiek nierozgrzany - zadyszka gwarantowana!

Ponadto zauważyłem, że starałeś się iść najkrótszą drogą lub po prostu na przełaj, co przy dobrym doborze i pewnej dozie szczęścia rzeczywiście przyspiesza marsz.
"Najkrótszą drogą, ale drogą"! Ogólnie, staram się iść drogami - parę razy przekonałem się, jak skróty mogą być zdradzieckie. Dlatego np idąc do PK2, choć miałem pewność, że dojdę do płaskiej podmokłej otwartej przestrzeni, wolałem dojść do skrzyżowania torów z drogą, i dopiero wtedy drogą na dół. Także, z tym argumentem też się nie zgadzam - raczej mało było na tej trasie azymutów - głównie drogi - najkrótsze, ale drogi.

Na przełaj chadzam tylko wtedy, gdy nie ma drogi od punktu w kierunku następnego punktu - wtedy idę (im krócej tym lepiej) na azymut i staram się trafić na najbliższą drogę (tak było w przypadku przejścia PK5-PK6, oraz PK8 - PK9)
Najbardziej ryzykowany manewr z tej serii wykonałeś moim zdaniem idąc przez bagno z PK 6 na 7. W tych okolicach przynajmniej dwie osoby (jedna z MT druga z trasy Przygodowej) zaliczyły ożywczą i odżywczą kąpiel w bagnie.
Tu paradoksalnie też tak nie było. Od PK6 poszedłem na południe do drogi obok jeziorka - poszedłem dalej na zachód tą drogą i doszedłem do "wydeptanej ścieżki przez mokradła" - dzięki temu szedłem po pewnym gruncie - nawet jeśli po lewej i po prawej był podmokły teren. Potem pod górę i do drogi. Także, tam nie czułem, żebym jakoś zbytnio ryzykował.

Tej drogi nie wymazywałem, jej po prostu nie było na mapie.
Acha. To ciekawe, bo nie widać rozwidlenia, ale potem da droga się pojawia. Czyli musiała tam być... Być może teraz została rozjeżdżona i powiększona... Tak czy siak, ta "pomyłka" ustawiła mi marsz - gdzieś z tyłu głowy miałem, że może lepiej jest 3kę zgarnąć "od tyłu", żeby nie zmęczyć się zbytnio bardzo stromym (choć krótkim) podejściem - że lepiej jest pójść drogą dłuższą, ale mniej stromą - rozłożyć zadyszkę w czasie i przestrzeni.

Udało się trochę przypadkiem - kontrolowałem kierunek marszu, zobaczyłem, gdy droga szła "zbyt na południe" - nawet koło młodnika była chyba ta droga na zachód, ale była o wiele węższa. Wybrałem pewniejszą drogę i gdy okazało się, że wyszedłem z lasu, poszedłem jego granicą na zachód. To się opłaciło!

Pozdrawiam!
MG